
Nisiros – wyspa z jajem
Nisiros jest nie tylko wyspą z jajem co zadziwiająca, tajemnicza, pełna duchów. Turyści porównują jej stolicę Mandraki do Santorini. Czy to dobre porównanie?
Robiąc poniższe zdjęcie podczas lądowania na Kos, nie wiedzieliśmy, że będziemy koło tej wyspy przepływać. Z góry była zachwycająca i inna niż wszystkie. Żałuję, że nie wzięliśmy jej pod uwagę. To wyspa Gali, Jali, Γυαλί – po grecku znaczy szkło.
To co widać na zdjęciu to kopalnia. Wyspa szkła, na której wydobywa się perlit – inaczej naturalne szkło wulkaniczne, mające zastosowanie w budownictwie jak i ogrodnictwie, oraz słynny naturalny pumeks, który kupicie na Kos, Kalymnos czy Nisiros. Dwadzieścia lat nie przerwanej pracy, gdzie z Mandraki codziennie przypływają rano pracownicy. Gali to mała wysepka, gdzie ludność nie przekracza dwadzieścia jeden osób, która posiada wszystko co do życia jest potrzebne tam tubylcom. Cudowną plażę, sosnowe lasy i truskawki, gospodarkę, port, kościół.
Na tej malutkiej wyspie szkła znaleziono ślady czasów hellenistycznych, gdzie zachowały się szczątki fortyfikacji oraz zamku, groby, ślady wczesnej metalurgi i relikwie z czasów chrześcijaństwa. To smutne, że wyspa powoli znika. Ale Grecy ostatnimi czasy stawiają na ekologię, próbują coś z tym robić. Skontaktowałam się z profesorem fizyki Tiatrou, który posiada wiedzę o tej wyspie, i podzielił się ze mną informacjami. Dziennikarze, nauczyciele wraz z uczniami mogą zwiedzić kopalnię ze specjalnym pozwoleniem. Ale u Greków jest wszystko możliwe. Być może trzeba popytać się na mieście o prywatną taką wycieczkę. Z tego co wiem najlepiej zabrać się pierwszym promem z pracownikami z Mandraki.
Jest jeszcze druga opcja. Całodzienna wycieczka na Gali bezpośrednio z Nisiros, co wydaje się być absolutną koniecznością. Ta mała wysepka ma do zaproponowania w jej południowej części czerwone skały i uśpiony wulkan, a w północnej części biały drobny piasek. Nic tylko cieszyć się ze słońca i korzystać z kąpieli.
Na Nisiros wybraliśmy się na całodzienną wycieczkę. Ale nim to zrobiliśmy, dzień wcześniej podjechaliśmy do portu w Kardamenie upewnić się czy faktycznie odpływają stąd wycieczkowce i o której godzinie. Wyruszyliśmy wcześnie rano by popłynąć pierwszym promem. Chcieliśmy uniknąć tłumów. O dziwo, prom był przepełniony. A przed nami dwa – te szybsze – już wystartowały.

Płynęliśmy półtorej godziny w jedną stronę a można było szybciej o połowę, lecz ta wersja była tańsza – 10 euro. Na promie było tłoczno ale udało nam się wybrać dobrą miejscówkę z widokiem na przodzie. Jedynym mankamentem było to, że wiało przeogromnie. Ale co tam wiatr, było strasznie gorąco.
Zanim się dopłynie do brzegu widać w oddali piękny port Mandraki, kaskadowe białe domki, kolorowe łodzie – zawsze w takich momentach czuję pełną ekscytację.
Zanim poszliśmy zwiedzać najpierw kupiliśmy bilet powrotny, ostatni z możliwych, by wiedzieć ile czasu nam zostało na wyspiarskie szaleństwa, po czym wybraliśmy się do wypożyczalni i wynajęliśmy skuter. Tu o dziwo poprosili nas o międzynarodowe prawo jazdy, którego nie posiadaliśmy. Panowie pochrząkiwali, pokręcili głową i zapłaciliśmy ciut więcej, czyli o 5 euro za wypożyczenie skutera. Z pewną obawą nas żegnali – wypożyczalnia powyżej widoczna na zdjęciu.
Naszym planem pierwotnym było najpierw zawitać do miasteczka Avlaki by się wykąpać, ponieważ tak prażyło słońce. A to zupełnie po drugiej stronie wyspy.
Ponieważ było jeszcze wcześnie rano, a turystów nie było aż tak dużo, pokręciliśmy się po Mandraki. Miejscowi sprzątali swoje hacjendy. Jedni przez okno w wąskiej uliczce trzepali dywany, inni zmywali szlauchem umyte i pełne piany schody przed domem. Woda lała się z każdej strony. Żałuję, że zdjęcia się gdzieś zapodziały… Wyglądało to tak swojsko.
Miasteczko pełne zakątek, czerwonych kwiatów, małych uliczek, bialutkie, gdzieniegdzie opalone słońcem, piękniutkie, przeurocze, pachnące wodą i kwiatami.
Mandraki to nic innego jak swojska ludność w największej wsi na wyspie Nisiros, która jest najbardziej oblegana przez turystów ze względu na położenie, hotele, tawerny oraz bary nad morzem. I tylko tyle. Bo umówmy się, tu imprezowicz nie poimprezuje. Można spokojnie pospacerować i poobserwować mieszkańców jak żyją, przejść się wąskimi uliczkami i podziwiać białe dwukondygnacyjne domy z drewnianymi balkonami. Wykonane są ze skały wulkanicznej i ocieplone tutejszym pumeksem. Ta biel i niebieskość panuje na całej wyspie. Miasteczka są do siebie tak podobne, że nie można się nie zauroczyć.
Pojechaliśmy dalej według mapy, innych dróg głównych nie było. Piękny asfalt powodował, że czułam się bezpiecznie. Co chwilę stawaliśmy i podziwialiśmy widoki. Dlatego ten czas tak szybko nam uciekał. W drogi szutrowe nie zaglądaliśmy, szkoda było nam cennych chwil na nieznane. Powrót mieliśmy o godzinie dwudziestej i zdawałoby się że mamy mnóstwo a mnóstwo czasu na zobaczenie wszystkiego. Och, jak bardzo się myliliśmy.
To nasze miejsce docelowe. Aktywny wulkan i słynny krater Stefanos. Krążyliśmy wokół niego, ale zostawiliśmy go sobie na deser. I w sumie to był błąd ze względu na panującą wówczas temperaturę. Im później tym było goręcej. Spiekliśmy się na well done steki.
Dotarliśmy według założonego planu nad wodę. Sądziliśmy, że się ochłodzimy, spędzimy miło czas. Zjazd na sam dół do opuszczonej wioski Avlaki był kręty – drobne serpentyny, wow, zrobiło to na mnie wrażenie. A jeszcze większe pozostałe miejscowe ruiny. Gdy spojrzałam w górę zastanawiałam się jak my wjedziemy z powrotem do góry…
Ponieważ Avlaki niegdyś była szlakiem handlowym jeszcze do lat pięćdziesiątych, to właśnie tu docierały statki, następnie łodziami wiosłowymi przetransportowywano towar do magazynów nad brzegiem morza. Dalej osły przenosiły ładunki do wioski Nikia. Obecnie droga jest częściowo zarośnięta a Avlaki porzucona. Ale nadal mogą tu cumować łodzie przy małym molo.
Ponieważ morze jest tu płytkie, a dno pokryte czarnymi i czerwonymi kamieniami, wulkan podgrzewając wodę powoduje, że to miejsce jest idealne na relaks. Dawniej było tu spa z basenami i ciepłą wodą. Ponoć to miejsce jest idealne również do nurkowania. Tak słyszeliśmy ale nie sprawdziliśmy.
Trafiliśmy akurat na silne wiatry i nie mogliśmy się wykąpać. Było pełno kamieni, a my nie zabraliśmy ze sobą odpowiednich butów, więc ślizgaliśmy się po nich na zmianę obijając się to o taflę wody, to o kamienie, dorabiając sobie siniaki, bo fale były zbyt silne. Nie udało nam się zanurzyć w tej upragnionej wówczas chłodnej wodzie tak, jak to sobie wymarzyliśmy. Dobrze, że byliśmy sami, musieliśmy w tych zmaganiach wyglądać przekomicznie.
W między czasie pozwiedzaliśmy okolicę, przejście w jednym momencie było prawie, że nie możliwe, ponieważ zabrakło kawałka betonu, ale jakoś udało się nam nie spaść. Zawsze lubiliśmy ryzyko, i zawsze udawało nam się dotrzeć tam gdzie sobie coś założyliśmy. Było ekscytująco.
Dotrzesz tu według mapy jaką podałam wyżej, ale tylko samochodem i drogą prowadzoną do wsi Nikia. Nie licz na autobus. Albo przyjedzie albo nie. Następnie dojdziesz tu na piechotę w pół godziny stromą i betonową drogą, schodkami w dół tuż przy kościele Agios Panteleimon, jeśli się boisz zjechać skuterem lub samochodem. My dojechaliśmy szczęśliwie i nie było tak źle.
Dalej postanowiliśmy posilić się gdzieś po drodze. Padło na wieś Nikia bo była w drodze na największą atrakcję na wyspie czyli celebrytę Stefanos. Zjedliśmy lokalne dania w restauracji Andriotis, o której o dziwo nie ma informacji w necie jako polecane miejsce, nawet na słynnej stronie tripadvisor. Może dlatego, że panuje tu cisza i w powietrzu czuje się spokój. A może dlatego, że wygląda z zewnątrz na mało ciekawy bar, gdzie wnętrze jest typowo greckie jak na Grecję, lecz bez fajerwerków i bez gwiazdki michelin. Ale za to pyszne pyszności z polecaną i uwielbianą przeze mnie retsiną. Gwarantowane widoki między innymi na morze. Uwaga – bez zdjęć, nie sądziłam, że komuś się przydadzą.
Nikia jest tak samo urocza jak Mandraki a tylko między nimi jest czternaście kilometrów odległości. Warto obejrzeć kościół, jeden z piękniejszych obiektów w Grecji z kamienną mozaiką przy której również mieści się restauracja i można coś dobrego zjeść – ponoć. Możesz wejść do muzeum wulkanicznego z rozciągającym się widokiem na wyspę. Zobaczysz tu próbki skał i obrazów, mapy, wykresy, fotografie, modele wulkanów, symulacje komputerowe oraz wiele innych atrakcji. Dzięki pokazanej tam technologii możesz dowiedzieć się o aktywności wulkanicznej na tym obszarze poprzez trójwymiarowe ruchome obrazy. Brak zdjęć, akurat mój aparat w tym momencie zrobił sobie przerwę. Było niewyobrażalnie gorąco…
Wulkan Polyvotis zajmuje sporą część powierzchni bo aż 260 metrów przy głębokości 30 metrów. Wulkan otacza dolina przy 2400 metrów długości i 950 metrów szerokości. No właśnie. Patrząc na zdjęcia satelitarne to wyspa Nisiros jest jednym wielkim wulkanem. Czynnym ale wygasłym. Cały czas pracuje. Cały czas zieje gorącymi i śmierdzącymi oparami, podgrzewa ziemię, że ma się wrażenie, że od tego ciepła ziemia robi się miękka. Ma się uczucie zapadania niekontrolowanego. Brak czucia gruntu pod nogami wprawia w niespokojny odruch, dziwną wewnętrzną panikę.
Można chodzić po kraterach i oglądać otwory wrzenia. Wydobywa się z nich dwutlenek siarki oraz para wodna. Więc spokojnie możesz cykać sobie tam zdjęcia, możesz poczuć gorące i śmierdzące ekscytacje, które przenikają dogłębnie w nozdrza i ciuchy. Możesz mieć odruchy wymiotne przy czterdziestu stopniach w parzącym słońcu. Może ciebie szlag trafić gdy zostanie się zmuszonym kupić wodę za 10 euro i tyle samo za wstęp albo i więcej – ja nie pamiętam. Byłam zbyt zmęczona i upojona jajecznym smrodem.
Najważniejsze by mieć spory zapas wody, mocne buty z grubą podeszwą by nie roztopiły się podczas przechadzki, okulary przeciwsłoneczne, czapkę koniecznie, zatyczkę na nos i hulaj dusza po kraterach.
Poniżej duży krater przy którym człowiek staje się maleńki.

Z tej perspektywy widać jak ogromny i rozległy jest krater Stefanos, a to jest tylko trzydzieści metrów średnicy o tej samej głębokości. Istnieje pięć kraterów w tym samym obszarze. Ostatnim razem wulkan wybuchł w 1888 roku tworząc cylindryczną dziurę o średnicy dwudziestu pięciu metrów. W ostatnich latach czyli zupełnie niedawno w 1997 roku zauważono aktywność wulkanu ze względu na trzęsienia ziemi. Nie wiem czy mogłabym tam żyć ze świadomością, że kiedyś może się uaktywnić.
To miejsce robi wrażenie. Ma to coś. Czuć ducha czasu, widać pewną historię. Nie polecam zwiedzać wyspy w upale, sporo się straci, nie widzi się wszystkiego. Ma się po chwili ochotę wziąć nogi za pas i odhaczyć atrakcję jako zaliczoną. Uważam, że tu trzeba bardziej świadomie to przeżyć. To sama natura. Pokazuje jaka jest piękna ale z pazurem.
⇒ Jeśli lubisz zamki, kościoły:
• Paleokastro – klasyczny akropol z okresu starożytnego miasta, jedno z najlepszych dzieł obronnych tamtych czasów, stworzona ze skały wulkanicznej, z jednej z najtwardszych skał na świecie. Główna brama składa się z doskonale ociosanych bloków kamiennych z idealnym dopasowaniem powierzchni łączących. Długość murów jest bardzo duża, ponieważ otacza całą część na skalistym wzgórzu na południowym krańcu Mandraki. Ponadto są to pozostałości starożytnych fortyfikacji ze śladami uważanymi i uznanymi za Pelasgian czyli potomków jednej z najstarszych dynastii greckich w cywilizacji greckiej. Tu organizowano lokalne życie polityczne i społeczne.
• Klasztor Panagia Spiliani, zbudowany na szczycie wzgórza na północny zachód od Mandraki, w drodze na górę Ambelos. Większa część klasztoru jest zbudowana w jaskini, która jest podzielona na dwa kościoły. Na północy jest poświęcony Kimisi tis Theotokou (Wniebowzięcia) a na południu, Agios Charalambos
• Wenecki zamek joannitów w Mandraki, zbudowany w czternastym wieku na wysokiej skale na wysokości 150 metrów. Twierdza wzniesiona przez rycerzy, którzy uczestniczyli w krucjatach także w Jerozolimie. Przez dwa stulecia chroniła Nisiros przed atakami tureckimi.
• Panagia Listiriotissa – wewnątrz jaskini, najstarszy kościół na wyspie, znajduje się niedaleko miejscowości Emborios, kupisz tu pamiątki
• Średniowieczny zamek Pantoniki wraz z kościołem Taksiarches z ciekawymi freskami i ikonami
• Klasztory Panagia Kyra i Stavros w miejscowości Argos
• uzdrowiska i wody termalne Loutra, idealne miejsce dla osób z dolegliwościami typu reumatyzm, zapalenie stawów, zakażenia skóry, rwa kulszowa i ectr.
⇒ Polecane plaże:
Lefki lub Gialiskari , Lyés , Páloi , Pachia Ammos , Katsouni , Aghios Savas , Aghia Irini i Chochlákia – z czarnymi kamyczkami , idealne dla miłośników windsurfingu i snorkelingu!
⇒ Lokalne potrawy przekazywane z pokolenia na pokolenie
gyros z tzatziki i pikilia – tradycyjna przystawka często serwowana ze świeżymi krewetkami i warzywami
pitia – nuggetsy z ciecierzycy z dodatkiem sosu, przypadnie do gustu weganom
kapamas – nadziewana ryżem kozia pierś
ser mezithra – tradycyjny surowy, nie dojrzewający tłusty wiejski serek z małą ilością soli o słodkawym smaku, na mleku kozim lub owczym
ser trigias – lokalny ser gotowany w czerwonym winie
pastelaria – figi nadziewane migdałami i sezamem
saga – smażony ser
boukounies – mięso wieprzowe gotowane w tłuszczu i ziołach
giambrakia – marynowane ryby
psaurosoupa – zupa rybna ze świeżego homara, krewetek i małży
soumada – orzeźwiający napój bezalkoholowy na bazie migdałów, fig i migdałów
kanelada – napój bezalkoholowy cynamonowy
koukouzina – mocny napój alkoholowy z winogron i fig podobny w smaku do raki
oraz wszelakie miody między innymi mniam pycha tymiankowy
Na Nisiros można dostać się promem z Kos, Pireus, Rodos, Leros, Tilos.
I na koniec. Powroty bywają romantyczne 😉
Jeśli masz pytania – śmiało!
Filo!
Piękne zdjęcia, szczególnie z wulkanu. Zapadająca się ziemia pod nogami? Wyobrażam sobie to przerażające uczucie 🙂
Trochę dziwne 😉
Bardzo ciekawe ujęcie tematu 🙂
Dziękuję 🙂
wow, jak pięknie! muszę się tam wybrać, widać, że warto 🙂
Och na prawdę warto!
Świetny wpis…zachęcający a okolice piękne 🙂
Zgadzam się 🙂
Nie mogę oglądać blogów podróżniczych… potem ciągle myślę o tym, żeby gdzieś jechać 😀
Świetny wpis 🙂
Spakować walizkę i lecieć się odstresować 😀
Uwielbiam takie klimaty! Super te zdjęcia <3