
Być Meksykaninem, być imigrantem
Meksyk, USA i Polska. Emigracja oczami człowieka, który był wychowany w dobrych relacjach rodzinnych. Pogodnie podchodzący do życia, zawsze uśmiechnięty, odnoszący się z szacunkiem do człowieka i zawsze skory do pomocy.
Przedstawiam ci Roberto, z pochodzenia jest Meksykaninem, żyjącym w kraju wolności, w mieście architektonicznego raju i drapaczy chmur Chicago. Rozdartego sercem i wciąż poszukującego swojego miejsca na ziemi. Życie imigranta nigdy nie jest łatwe, nawet jeśli z pozoru wszystko wygląda świetnie. Buduje się od początku życie a na to potrzeba czasu. Zaaklimatyzować się w nowym miejscu, budować nowe relacje, zaakceptować rzeczywistość i panującą miejscową kulturę.

Pięćdziesiąt procent obywateli Meksyku żyje w ubóstwie. Ukryte bezrobocie wśród ludności, małe płace, podnoszone wciąż ceny żywności, oraz uzyskanie jakiejkolwiek pracy popycha ludzi do emigracji. Ci, którzy mają to szczęście mogą postawić na stole talerz z posiłkiem. Jednakże ubóstwo w Meksyku jest zauważalne na każdym kroku. Pominę temat ekskluzywnych dzielnic gdzie każdy turysta z ciężkim portfelem może kupić sobie apartament nad morzem.
Dlaczego o tym piszę? Nie wiem, być może urzekła mnie jego historia a być może podglądam ludzi jak żyją. Tak, jestem podglądaczem, węszę w każdym kącie i chciałabym wiedzieć wszystko. Z drugiej jednak strony nie wyobrażam sobie mieszkać poza granicami mojego kraju. Choć przyznaję, że nie raz o tym myślałam. Przywiązuję się do miejsc jak kot ale aklimatyzuję się dość szybko. Czy wobec tego powinnam mówić o sobie – patriotka?
Poznaj historię Roberto
⇒ MEKSYK
Ojciec często opowiadał mi o tym, jak ciężkie było jego życie gdy był dzieckiem. Wyjaśniał, w jakich warunkach musiała żyć jego rodzina i dlaczego postanowił wyemigrować do USA. Wspominał o tym, jak trudne jest życie emigranta, który musi opuścić rodzinę, własny kraj, aby rozpocząć nowe życie daleko od domu. Będąc dzieckiem, nigdy nie przyszło mi do głowy, że w przyszłości i ja podzielę los ojca, i będę żył życiem imigranta.
Gdy byłem mały, ojciec uczył mnie jak doceniać to co dostałem od życia. Mówił, że nie każdy ma to szczęście by mieć własny dom, uczyć się w szkole czy nawet mieć co zjeść na śniadanie. Nigdy nie rozumiałem znaczenia tych słów, dopóki nie poznałem jego historii.

Ojciec urodził się w małej miejscowości. Mieszkał razem z rodzicami i rodzeństwem w małym drewnianym domku zbudowanym przez dziadka. Gdy ukończył 8 lat, zakończył edukację w szkole po to, by móc pomagać dziadkom na roli. Wracał do domu po wielu godzinach zbierania warzyw.
Zawsze chodził w sandałach zrobionych przez babcię. Nie miał zabawek, na Boże Narodzenie dostawali z rodzeństwem po paczce ciastek. Przez wiele lat mój ojciec i jego rodzina żyli w biedzie, aż mając szesnaście lat zdecydował się wyemigrować do USA.
Rozpoczął pracę na ranczo w Teksasie. Życie w USA było trudniejsze niż myślał. Musiał pracować dzień i noc z innymi imigrantami w opłakanych warunkach. Pracował godzinami w pełnym słońcu. Po długim dniu ciężkiej pracy, wracał do pokoju który dzielił razem z innymi pracownikami. Praca była ciężka ale był zadowolony z możliwości zarabiania pieniędzy i przesyłania ich swojej rodzinie, która pozostała w Meksyku.
Po roku spędzonym w Teksasie, ojciec dysponował wystarczającą ilością pieniędzy, by przenieść się do Chicago i zatrudnić się jako kelner. I ta praca nie należała do lekkich, jednakże zarobki były większe, co pozwalało nie tylko dalej wspomagać finansowo rodzinę, ale również wynająć pokój bez konieczności dzielenia go ze współlokatorami. I tak po pięciu latach, dzięki pomocy kapłana kościoła, otrzymał wizę uprawniającą do legalnej pracy i mieszkania w USA. Po następnych kilku latach, zaoszczędzona suma pozwoliła mu na zakup w Meksyku domu oraz kilku akrów ziemi, które dziadek wykorzystał do hodowli koni oraz krów. Rodzina mogła też uprawiać własne warzywa, dzięki czemu już nie doskwierał im głód.
Moje dzieciństwo było zupełnym przeciwieństwem tego, przez co musiał przechodzić mój ojciec. Nosiłem nowe ubrania i buty, uczęszczałem do szkoły i spotykałem się z przyjaciółmi. I choć pomagałem również rodzicom, byłem w stanie w pełni korzystać z przywilejów dzieciństwa.

Moi rodzice mieli w Meksyku sklep z biżuterią i zegarkami. Odkąd skończyłem 8 lat, pomagałem im przychodząc tam zaraz po szkole. Brałem kilka zegarków na rękę i wychodziłem na ulicę. W Meksyku pomoc dzieci w pracy rodziców jest na porządku dziennym i nikogo to nie dziwi.
Sprzedawałem zegarki na ulicach miasta, a za część zarobionych pieniędzy mogłem sobie kupować buty i odzież. Rok później zacząłem pomagać również dziadkowi. Do moich obowiązków należało karmienie zwierząt oraz sprzątanie. Uwielbiałem tą pracę. Jeździłem konno po całym ranczo, jadłem egzotyczne owoce i piłem słodką wodę z agawy. To był najlepszy okres spędzony w Meksyku.

♦ Jak wyglądała moja edukacja?
W szkole uczyliśmy się przyrody, matematyki, plastyki, czytania, pisania, jednakże moim ulubionym przedmiotem była historia. Na lekcjach uczono nas o naszym pochodzeniu. Od Majów po Azteków i Hiszpanów. Byłem zafascynowany tym, jak dwie wielkie cywilizacje wznosiły potężne piramidy przy pomocy starożytnych narzędzi. Poznałem też historię związaną z przybyciem Hiszpanów – jak zmienili naszą kulturę narzucając własną, w tym religię i język.

Bardzo lubiłem moje dzieciństwo w Meksyku. Miałem okazję by chodzić do szkoły i spędzać czas z przyjaciółmi. Stałem się bardziej odpowiedzialnym człowiekiem będąc już w młodym wieku. Lecz nadszedł czas gdy ojciec postanowił wrócić do USA. Miałem wówczas dwanaście lat. Bardzo trudno było mi pogodzić się z jego decyzją, nie rozumiałem dlaczego będę musiał rozstać się z przyjaciółmi i resztą rodziny.


⇒ USA
Nowy etap mojego życia. Pierwszy rok był bardzo trudny, gdyż nie byłem zaznajomiony z kulturą ani językiem. To drugie szczególnie dało się we znaki w szkole, gdyż zupełnie nie rozumiałem tego co mówią nauczyciele. Po takim dniu wracałem sfrustrowany, z nadzieją, że następnego dnia nie będę musiał powtarzać tego koszmaru. Jednak po roku czasu, język angielski przestał sprawiać mi trudności i zacząłem na nowo czerpać radość z uczenia się. Ciągle towarzyszyła mi tęsknota za krajem który opuściłem, za rodziną i za pracą u dziadka.



W wieku szesnastu lat rozpocząłem pracę w hotelu, polegającą na przenoszeniu różnych rzeczy z miejsca na miejsce, jak stoły czy krzesła. Lubiłem tam pracować z uwagi na towarzystwo. Pracowaliśmy grupowo a w wolnych chwilach rozmawialiśmy o trudach życia. W końcu mogłem pozwolić sobie na zakup mojego pierwszego samochodu. Postanowiłem pojechać nim do Meksyku i odwiedzić starych znajomych, starając się również spędzić jak najwięcej czasu z moim dziadkiem.

W liceum miałem okazję poznawać ludzi z różnych stron świata. Dowiadywałem się wiele o ich kulturach i religiach. W ostatniej klasie poznałem Anetę, która dopiero co przybyła z Polski. Podobnie jak kiedyś ja, miała problemy związane z nieznajomością języka angielskiego, jednakże starała się ze wszystkich sił komunikować ze mną. Staliśmy się dobrymi przyjaciółmi. Pomagałem jej w nauce angielskiego a w zamian Aneta uczyła mnie polskich słówek. Wymienialiśmy się również informacjami o naszych krajach. Podobnie jak inni imigranci, jej rodzina przybyła do USA by poprawić warunki bytowe. Dzięki Anecie wiele się dowiedziałem o Polsce, a nauka jej ojczystego języka przynosiła mi wiele radości.
Ukończyłem Triton College oraz Loyota Universtity. Na pierwszym roku studiów miałem okazję uczęszczać na lekcje polskiego. Z tygodnia na tydzień, moje słownictwo było coraz bogatsze, jednak z uwagi na to, że to trudny język, uczyłem się jedynie podstawowych słów, zwrotów i zdań. Pragnąłem poszerzyć swoją wiedzę. Zacząłem poszukiwać innych źródeł – czytałem polskojęzyczne książki, oglądałem telewizję, słuchałem radia.
Najbardziej efektywną metodą nauki było nawiązywanie rozmów na czatach internetowych z Polakami. Poznałem tam wiele osób zainteresowanych moją osobą oraz kulturą z której się wywodzę. Jednym z nich był Paweł, z którym szybko się zaprzyjaźniłem. Wkrótce potem rozmawiałem także z członkami jego rodziny. Im więcej wiedziałem o Polsce, tym bardziej pragnąłem tam pojechać. Po roku takich rozmów, zaproszono mnie do jego domu a także zaproponowano pomoc w przyjeździe do Polski.
⇒ POLSKA
Latem 2004 roku mając dwadzieścia jeden lat przyleciałem do Lublina i zostałem na dziesięć tygodni. Byłem tak podekscytowany, że nie mogłem spać – wpatrywałem się w okno, próbując uwierzyć w to, że nareszcie jestem w Polsce.
W Lublinie często chodziliśmy na długie spacery po lasach i nad jeziora. Zwiedziłem zamek – pierwszy raz w moim życiu – ogród botaniczny pełen przepięknych kwiatów i krzewów z całego świata, skansen w którym poznałem odrobinę historii Polaków – jak się dawniej ubierali, co jedli, jak żyli- , a nawet jeździłem konno!

Mieszkańcy Lublina byli bardzo mili. W każdym domu, który odwiedzałem proponowano mi obiad i herbatę. Spróbowałem wielu dań i stwierdzam, że polska kuchnia jest pyszna. Moje ulubione dania to kotlet schabowy, gołąbki i pierogi. W życiu nie objadałem się tak jak w Polsce.

Po moim pierwszym przyjeździe do Lublina wracałem do Polski tak często jak mogłem. Odwiedziłem Poznań, Gdańsk, Gdynię, Sopot, Szczecin, Warszawę i Kościerzynę. Najbardziej zapadł mi w sercu Gdańsk ze swoją przepiękną i niepowtarzalną architekturą. Zawsze myślę o tym mieście jak o swoim domu – z tym miejscem związane jest mnóstwo miłych wspomnień i tam też spotkałem największą miłość swojego życia. Bardzo często odwiedzam Gdańsk i chciałbym tam zamieszkać, znaleźć dobrą pracę i ciepłą kobietę, która by mnie pokochała.

O czym powinno się pamiętać zanim się wyemigruje do innego kraju?
Dobrze jest posiadać wystarczającą wiedzę o mieście gdzie będzie się mieszkać. Na przykład – jaki tam jest klimat, jakie są prawa obywatelskie, system opieki zdrowotnej i edukacyjnej. To bardzo ważne by przywieźć ze sobą wszystkie dokumenty od lekarza oraz szkoły. Nie zapominać o swoich starych znajomych, podtrzymywać z nimi stałe kontakty. I jak już będąc na miejscu nie myśleć, że jest się na wakacjach wpadając w ekscytację nowego miejsca chodząc do baru czy klubu. I oczywiście tworzyć dobre kontakty z nowymi sąsiadami, budować nowe relacje.
Życie imigranta jest trudne. Musi on zostawić wszystko za sobą i budować swoje życie od nowa z dala od domu, dostosowując się do nowej kultury co nie jest łatwe. Z drugiej strony są korzyści – pozwala polepszyć status materialny i zdobyć lepsze wykształcenie. W moim sercu na zawsze zachowam wspomnienia z Meksyku i USA, ale Polska jest miejscem w którym chcę spędzić resztę mojego życia, ponieważ to Polska jest krajem, który kocham najbardziej.
Roberto pracował jako Manager w hotelu średniej klasy, obecnie jako Supervisor w Hotelu Marriott. Wciąż szuka miłości i powodu by osiąść się w Polsce.
Kto dotrwał do samego końca niech w nagrodę zostawi komentarz 😀
Z przyjemnością przeczytałam historię Roberto. Świetnie napisane. ☺
NIesamowita historia. Lubie czytac jak inne kultury nas postrzegają 🙂
Wazne jest aby 'zbadac’ kulture zanim sie wyprowadzi na stale do danego kraju 🙂
Dokladnie tak lepiej wiedziec przed pidjecieem takiej decyzji 🙂
Dzieki za ciekawy artykul, terez bede tu wpadac czesto 🙂
Zaraz wyjezdzam do Meksyku na większy trip wiec wszystko co przybliża mi realna kulturę a nie turystyczne miejsca pochłaniam z zaciekawieniem
Tak łatwo nam ocenić, skrytykować bez wcześniejszego zastanowienia się, wcielenia w osobę, której może być ciężko…
Bardzo mnie urzekła ta historia.
Sama jestem na emigracji wiele lat i zastanawiam się gdzie jest moje miejsce na ziemi…? Przeszkadzało mi życie w Londynie i zmieniłam całkiem kierunek… wyjechałam na Sycylię… myślałam, że to kraj marzenie i będę się tutaj dobrze czuła… Jednak po przebytym tutaj czasie coraz bardziej brakuje mi życia w Uk i powoli czuje,że chyba jednak tam jest moje miejsce… ?
Jeżeli chcesz się podzielić swoją historią to zapraszam 🙂