Sougia i Paleochora – w drogę
Przygotowując się do wyjazdu w góry zabraliśmy ze sobą polar i dodatkowe kryte buty, zaopatrzenie typu suchy prowiant z hotelowego śniadania oraz napoje w większej ilości niż zwykle, bo nie wiedzieliśmy czego się możemy spodziewać. Po doświadczeniach na Cyprze jesteśmy bardziej przygotowani na niezaplanowane wydarzenia.
Droga na początku była dość ciekawa, i im bliżej gór tym adrenalina rosła. Przecież zawsze jak się coś planuje ma się jakieś oczekiwania, prawda? My też je mieliśmy. Przejeżdżając przez małe wioski, widać było, że jedne były bardziej zadbane, inne mniej, ciągle te same gaje oliwne, podobne do siebie twarze tubylców siedzących na werandzie, kobiety, które albo trzepały chodniki albo koce, ciągle te same kozy i w pewnym momencie pomyślałam sobie – o boshe, jaka ta Kreta jest nudna. Dla odmiany mógłby pojawić się paw, koń czy owca 😉
I te graffiti rażące po oczach, nawet w górach – na znakach drogowych, murach, ulicy. O mapie, którą otrzymaliśmy wraz z wypożyczonym samochodem nie wspomnę. Mieliśmy do niej sceptyczne nastawienie. Bowiem w niektórych przypadkach nie było miasteczka na mapie czy rzeczywistego dojazdu. Co ciekawe, znaki z napisem Chania różniły się ciut od siebie. Możliwe? Czasami była to Hania a czasami Chania. Skąd taka różnica? Pojęcia nie mam. Ważne, że mogliśmy dojechać do celu.
W drodze na Sougie
Wioska Moni
Fantastycznie było być na tej samej wysokości co chmury. Zimno było, wiało, ale widok cudny.
Z Sougi do Paleochory jechaliśmy górzystym, dziewiczym obszarem, pełnym serpentyn przez Prodromi. Dojazd powinien zająć jakąś godzinę – zależy jak szybko jesteś w stanie pokonać zakręty, które momentami były bardzo wąskie. Obgryzione ale dzięki bogu asfaltowe 😀 Był moment pełen grozy, skupiłam się wówczas na kierowcy, by go pouczać w jaki sposób powinien jechać jak najdalej od przepaści….
Na samo wspomnienie wpadam w panikę. Te kamienie lecące po zboczu, pełno też było ich na drodze po drodze. To nie kamienie z plaży, tylko skały wielkości piłki. I ta cała sceneria dookoła, sami się jeszcze nakręcaliśmy. I nie uniknęliśmy pomyłki – wjechaliśmy na teren gospodarstwa jakiegoś greka, którego kury biegały dosłownie wszędzie. To było gdzieś wysoko, bo widok był fenomenalny a jednocześnie straszny – nie chciałabym mieszkać tam zimą, brrr… Mieliśmy problem by się z niego wydostać. Było wysoko, stromo i mało miejsca na wycofanie. Po obejrzeniu filmiku nie był to obraz przerysowany. Trzeba było uważać na kozy by je nie przejechać. Udomowione, niby mądre, samochodu absolutnie się nie bały. Za to myśmy się bali w razie czego rozliczenia za straty nie tylko moralne 😉 Zjeżdżając w dół minęliśmy młodych chłopaków, co w wielkiej kadzi ugniatali nogami winogrona, śpiewali i świetnie się bawili. Ciekawe, czy to jest takie przyjemne?
Gdy już byliśmy niedaleko celu, przejeżdżaliśmy przez krótki wąwóz, gdzie równolegle do niego był wpasowany kanał deszczowy. Ciekawie razem to ze sobą współgrało. Nie mogliśmy się zatrzymać bo gonił nas czas. Zdążyłam achnąć , i pomyśleć, że piękna jest ta natura.
W drodze na Paleochore – no wszędzie te kozy…
W drodze powrotnej do hotelu – luz blues
Jeżeli uważacie, że u nas oznakowania są do kitu zapraszam na Kretę. W drodze powrotnej do hotelu, gdy już zrobiło się ciemno mieliśmy nie lada niespodziankę. Byliśmy podekscytowani całą wyprawą i na luzie wracaliśmy do hotelu wcześniej ustaloną trasą, gdy nagle się okazało, że droga jest nie przejezdna. Musieliśmy zawracać do rozwidlenia 40 km i jechać przez góry. Wcześniej nie było żadnej informacji, która pozwoliłaby zaoszczędzić nam czas. Zapewne było to spowodowane tym, że obok była otwarta restauracja w skale, przygotowana dla zbłąkanych turystów. Pięknie oświetlona i widoczna z daleka. Robiła wrażenie ale to wszystko. My chcieliśmy wracać do hotelu. Miejscowi, którzy przemieszczali się motorem bez problemu obchodzili zakaz – no nie mieliśmy szczęścia.
Wspinaliśmy się coraz wyżej, było coraz węziej, nic nie było widać, nawet jak daleko jest w dół. To było to, czego się obawialiśmy przed wyjazdem. Że znów będziemy błądzić w górach nocą. Jakoś wyprzedziliśmy spanikowaną turystkę, która jechała 20h na godzinę. I w najciekawszym momencie, na szczycie góry, na zakręcie, natknęliśmy się na miejscowych, którzy zbyt przyjaźnie nie wyglądali, i na dodatek „robili ciemne interesy”. Było ich siedmioro. Jeden z nich miał kaburę z nożem. Wyłączyłam kamerę by im nie podpaść. Było ciemno jak w d…e, tylko paliły się reflektory samochodów. Widać było zarośnięte twarze, słychać głośne i akcentowane rozmowy, które jak na nasze uszy nie brzmiały zbyt dobrze. I te gestykulacje. Zaraz przypomniały mi się graffiti i pomyślałam sobie, że to może gang zaznacza swoje tereny?
Staliśmy tak dobre kilka minut udając obojętność a jednocześnie zastanawiając się co teraz. Nie zwracali na nas w ogóle uwagi. Tak jakby nas tam nie było. Robili swoje. Dziwne, dziwne to było. Gdy się dogadali, przestawili swoje pickupy i pozwolili nam przejechać. Dżizas, przecież nikt nie wie, że tu jesteśmy a my byliśmy właśnie świadkami! Macie pojęcie jakie było uczucie gdy ich mijaliśmy, a oni zaraz wsiedli w swoje czterokołowce i podążali w dół za nami? Wtedy się nie myślało o tym, że jest wysoko, tylko o tym by wjechać do miasta, gdzie są światła, i pozorne poczucie bezpieczeństwa. Było sporo emocji, nie przeczę. Po powrocie do hotelu jednak ciut opadły, zjadło się pyszną kolację i zasnęło nim buzia dotknęła poduszki. W nocy sny były wyborne :/
Krótka relacja filmowa Kreta – Sougia i Paleochora
Haha, to prawda kozy są tam wszędzie. Widzieliście takie, które wspinały się na drzewka oliwne? Ja byłem w szoku, gdy zobaczyłem jedna z nich na samym czubku drzewa. Świetne zdjęcia, aż mam ochotę tam wrócić.
A masz zdjęcia?
Zdjęcie na pewno jest. Starałem się odnaleźć je w czeluściach dysku twardego. Musze jeszcze poszukać na kartach pamięci. Jak znajdę na pewno się pochwalę 🙂
🙂
Piękne widoki, imao byłyby fajniejsze gdyby nie te turbiny wiatrowe 😉 Ekologia ekologią ale osobiście zawsze rzucają mi się w oczy i szpecą krajobraz. A poza tym super 🙂
Świetne zdjęcia i jeszcze lepszy wpis. Super się to ogląda i czyta, gdy za oknem szaro i zimno, bo chociaż na chwilę można sobie przypomnieć własne wojaże 🙂
Piękna sprawa z takim wyjazdem, a tych kóz faktycznie wszędzie pełno, w rzeczywistości też co chwile ich tak dużo było widać?
Świetna relacja z podróży, bardzo lubię waszego bloga bo każda relacja jest fajna i jedyna w swoim rodzaju. Również byłam na Krecie ale nie poznałam jej nieststy od tej strony. Pozdrawiam
Cieszy mnie bardzo, że się podoba 🙂
Fajny wpisik 😀 goraco polecam 😀
Zdjęcia z samochodu mają swój niepowtarzalny urok, przynajmniej dla mnie. czuję to „chwytanie chwili”. Pięknie ujęłaś ten grecki niebieski. Spotkanie z ciemną stroną mocy zdecydowanie dodało adrenaliny wycieczce. Słońca trochę mało. 🙂
Fakt, to uroki jesieni ?
Ach te kozy, kochane stworzonka. 🙂
Świetna wyprawa, wspaniałe miejsce i piękne zdjęcia! 🙂 Oby więcej takich wyjazdów było i żeby były tylko udane 🙂
Fajne miejsce, no ale post skradły ci kozy ;pp
Mam do nich słabość. Za każdym razem mówię sobie, że już więcej im zdjęć robić nie będę, no ale one są takie słodkie 😀